Będzie pogodnie

Będzie pogodnie
/autor: jacek goryński-jaceg/

Światła ulic pogasły o świcie,
kosz na śmieci przewrócił kot,
Smutny zgubił drogę do życia,
nieźle trzyma się już tylko płot.
Obrus usnął na stole zmęczony-
znów się zalał, choć miał trzeźwy być,
poczerniały grosze w kieszeni,
świat oszalał – nie ma z kim pić…

/ref/ Ale jutro już będzie pogodnie,
          słońce zbudzi po nocy dzień,
          i poranki nie będą chłodne,
          a wieczory nie skryje czerń.
          Ale jutro już będzie pogodnie,
          bez powagi i wielkich słów,
          ludzie spojrzą na siebie łagodnie,
          mówiąc: Witaj i bywaj zdrów.

Stare kości rzucone na szczęście,
ktoś przegrywa by wygrać mógł ktoś,
w nieporadność znów trafił kamieniem
sprawiedliwy, ostatni gość.
Puste okna bezdomnych kamienic
zapraszają spóźnionych na bal,
piję wino za tych co już byli,
porzuconych, przegranych, za żal…

/ref/ Ale jutro ………………………….

Między kłamstwem dla dobra a prawdą,
zwykłe słowa rzucane na wiatr,
dobre rady zastygłe w kamieniu
wciąż brukują nasz piekielny żart.
Pójdę z deszczem parkową aleją,
nim opadnie ostatni liść,
tylko cienie zostaną za bramą,
zapomniane – nie mają gdzie iść.

/ref/ Ale jutro już będzie pogodnie,
          słońce zbudzi po nocy dzień,
          i poranki nie będą chłodne,
          a wieczory nie skryje czerń
          Ale jutro już będzie pogodnie,
          bez powagi i wielkich słów,
          ludzie spojrzą na siebie łagodnie,
          mówiąc: Witaj i bywaj zdrów.

/jacek goryński-jaceg/

Speech

Speech
/autor: jacek goryński-jaceg/

Przerażeni, wystraszeni,
po ulicach chodzą ludzie,
piją w knajpie tuż za rogiem
to co kiedyś było grogiem,
po ulicach i po skwerach,
chociaż bierze ich cholera
chodzą ludzie
i gadają coś o cudzie!

A ja myślę, że to kicz,
że to polityczny „speech”,
że coś pękło no i rysa jest na szkle,
a ja myślę że to „speech”,
taki polityczny kicz,
że znów pękła nasza przyszłość z oknem w tle.

Uśmiechnięci i radośni,
w ciemnych salach siedzą ludzie,
ględzą co im ślina niesie
o tym jak wiatr szumi w lesie,
w ciemnych salach, czasem w kinie,
tam gdzie czas bezmyślnie płynie,
siedzą ludzie
i gadają coś o cudzie!

A ja myślę że to kicz,
że to polityczny „speech”,
że coś pękło no i rysa jest na szkle,
a ja myślę że to „speech”,
taki polityczny kicz,
że znów pękła nasza przyszłość z oknem w tle.

Zawstydzeni, zadymieni,
w nędznych „pabach” szepczą ludzie,
palcem rozmazując plamy
krzyczą: my swój honor mamy!
W nędznych „pabach” zawstydzeni,
małym jasnym przymuleni,
szepczą ludzie,
którzy marzą wciąż o cudzie!

A ja myślę że to kicz,
że to polityczny „speech”,
że coś pękło no i rysa jest na szkle,
a ja myślę że to „speech”,
taki polityczny kicz ,
że znów pękła nasza przyszłość z oknem w tle.

/jacek goryński-jaceg/

Pęknięcie

Pęknięcie
/autor: jacek goryński-jaceg/

pękła struna
dysonans
miała trwać do ostateczności
w wyszczerbionym wazonie samotna róża
pochyliła głowę w zasmuceniu
na płatkach zalśniła mgła oddechu
różane łzy

noc pokruszyła ciemność
zamarła
boli
trzepoce serce
gdy powietrze płacze
na różane płatki spadają słone krople
niedomówienia
……………………………………
tej nocy konaliśmy po raz pierwszy

/jacek goryński-jaceg/

Zawianny…

Zawianny…
/autor: jacek goryński-jaceg/

W śnieżnej bieli iskrzą gwiazdy,
na zapiecku mruczy kot,
zima gada o ślizgawce-
bałwan oparł się o płot.

Jeszcze dobrze nie śnieżyło,
jeszcze w nos nie szczypał mróz,
a bałwana już znużyło-
mówiąc wprost zawiało już.

Co tu robić z takim panem,
który wiesza się na płot?
Nie chce kaszy, wróble straszy
i zawodzi niczym kot?

Zachmurzyło, przewietrzyło,
przyszła wiosna bajki tkać,
gdzie był bałwan jest kałuża
choć miał tu po wieki stać.

Minął lipiec, ciepły wrzesień,
chochoł w sadzie ruszył w tan,
a gdy pola zaśnieżyło,
znów powrócił śnieżny pan.

Z nowym nosem, miotłą nową
straszy koty „ biały łotr”,
a wieczorem z przemęczenia
znów podpiera stary płot.

/jacek goryński-jaceg/

Księżyc patałach

Księżyc patałach
/autor: jacek goryński-jaceg/

Gwiazdy zaczęły grać w klasy,
noc ogłosiła ćma biała,
księżyc uszczypnął kometę,
srebrem świecący patałach.
Wpadł do pokoju przez okno,
muchy wygonił do łóżka,
westchnął mrucząc pod nosem:
gdzie się schowała poduszka?!

W świecie pluszowych misiów,
zaczarowanych koni,
domków na kurzej nóżce,
białych szczęśliwych słoni.
W świecie drewnianych ptaków,
księżniczek w krynolinach,
rycerzy malowanych,
w świecie, którego już nie ma.

Potem nadszedł poranek
w krótkich chłopięcych spodenkach,
z kieszeni wyciągnął procę,
zjechał po rynnie na rękach.
Strzelił kamieniem do lampy,
która od dawna nie świeci,
spojrzał na mnie ukradkiem
mrucząc, że Amor już leci.

W mój świat pluszowych misiów,
zaczarowanych koni,
domków na kurzej nóżce,
białych szczęśliwych słoni.
W mój świat drewnianych ptaków,
księżniczek w krynolinach,
rycerzy malowanych,
świat, którego już nie ma.

A po południu – o zmierzchu,
gdy komar skończył swój lot
wróciły jaskółki do domu
gdzie bajki mruczał im kot.
Powiało wieczorną bryzą,
słońce zaszło w czerwieni,
to wszystko na pogodę,
która mój świat odmieni!

Świat pluszowych misiów,
zaczarowanych koni,
domków na kurzej nóżce,
białych szczęśliwych słoni.
Świat drewnianych ptaków,
księżniczek w krynolinach,
rycerzy malowanych,
świat, którego już nie ma…

/jacek goryński-jaceg/

Wakacyjny taniec

Wakacyjny taniec
/autor: jacek goryński-jaceg/

Wakacyjny taniec, kto kogo czym i jak,
wakacyjny taniec wyśpiewał nawet ptak,
wakacyjny taniec, w upojną letnią noc,
wakacyjny taniec, rozczarowania moc.

Plecak za ciężki, uwiera but,
słońca znów nie ma, a wody w bród,
włosy jak strąki, na policzku łza,
któż się zakocha, któż się zakocha w takiej jak ja.

Wakacyjny taniec, kto kogo kiedy gdzie,
wakacyjny taniec, ktoś w nocy znów się drze,
wakacyjny taniec, zamilkł nawet ptak ,
wakacyjny taniec, rozczarowania smak.

Na plaży pustka, nawet ślimak śpi,
może jakiś rybak czas umili mi,
albo skromna rybka, choćby zwykła płoć,
płetwę swą wyciągnie, płetwę swą wyciągnie
no i szepnie chodź.

Wakacyjny taniec, dla kogo, po co jak,
wakacyjny taniec, pogoda, niech ją szlag,
wakacyjny taniec, słonecznie miało być,
wakacyjny taniec, nie tańczę, bo chcę wyć.

Fala falę goni i szczekają psy,
jak ty złota rybko spełniasz moje sny,
miał być książę z bajki, a nie byle śledź,
jak żeś taka mądra, jak żeś taka mądra
to sama z nim siedź .

/jacek goryński-jaceg/

niepamięć

niepamięć
/autor: jacek goryński-jaceg/

jestem choć mnie nie słychać
widzę gdy cisza dzwoni
słyszę jak rośnie trawa
czuję rżenie stu koni

dziwię się temu co widzę
słowom pozwalam wyszumieć
myślę więc chyba żyję
uczę się siebie zrozumieć

a ziemia wiruje, jak bączek się kręci
a czas najbardziej szkodzi pamięci
na słońcu nowe wybuchy, plamy
a my szczęśliwi bo siebie mamy

mówię i nie powtarzam
chmur dotykam niezdarnie
winem przyjaciół witam
w oknie stawiam latarnię

śpiewam gdy cichnie woda
milczę gdy nuci zamieć
siadam gdy mgły powstają
odchodzę gdy wraca niepamięć

a ziemia wiruje, jak bączek się kręci
a czas najbardziej szkodzi pamięci
na słońcu nowe wybuchy, plamy
a my szczęśliwi bo siebie mamy

/jacek goryński-jaceg/

Przezroczysty

Przezroczysty

/autor: jacek goryński-jaceg/

Pomalowałem swoje życie na czarno
sąsiedzi kłaniali mi się dwa razy dziennie
moje miejsce na parkingu było zawsze wolne
dzieci milkły na mój widok z podziwu i strachu
nawet kot spod siódemki schodził mi z drogi choć deptałem jego ścieżki
z wyjątkiem wycieraczki

Pomalowałem swoje życie na biało
sąsiedzi wymienili zamki w drzwiach
na parkingu nie było już wolnych miejsc
dzieci pokazywały mnie palcami
kot sikał na moją wycieraczkę choć nasze drogi nigdy się nie przecinały
nie licząc wycieraczki

W domu byłem niedostrzegalny
fikcja z bezsłów wypełniała moją przestrzeń
zaschnięte farby kruszyły się w palcach
ich suchy trzask zakłócał bezsens krzyku ciszy
brudna woda w smugach kolorów wykrzywiała rzeczywistość
czarną
białą
białą
czarną

teraz zacznę życie od przezroczystości

/jacek goryński-jaceg/

Gdybym mógł…

Gdybym mógł…
/autor: jacek goryński-jaceg/

Gdybym ja kiedyś chciał
zebrać myśli-
te jasne,
gdybym ja kiedyś miał
niebo piękne
i własne,
gdybym ja kiedyś mógł
sadzić drzewa
jak las,
wtedy mógłbym powiedzieć:
mądrze żyłem…
choć raz….
Gdyby tak inny ktoś
uśmiech dał-
bez zapłaty,
gdyby ktoś inny mógł
podać rękę-
jak bratu,
gdyby ktoś czasem chciał
przyjąć sercem-
szczodrze,
wtedy mógłbym powiedzieć:
żyłem raz
lecz dobrze.
Gdyby drzewa szumiały
tylko świętem,
spokojnie,
gdyby woda koiła
rany duszy-
łagodnie,
gdyby dom krył pod dachem
miłości ognisko,
wtedy mógłbym powiedzieć,
że przeżyłem…
wszystko!

/jacek goryński-jaceg/

Niepogodna myśl

Niepogodna myśl
/autor: jacek goryński-jaceg/

Po południu, gdy przestała płynąć ciecz,
do wypicia pozostała pięćdziesiątka,
w telewizji jakiś facet zaczął pleść,
że ciupaga to z nad morza jest pamiątka.
Była chandra i był szewski poniedziałek,
chociaż szewców jakby w życiu trochę mniej,
przyszła kartka, skądś z nad morza ją wysłałaś,
piszesz: dobrze jest, po prostu jest „o kej”!!!

A ja nie mam cierpliwości na czekanie,
ktoś mi ukradł mą odwagę na dziś,
zapomniany dał swe serce na przetrwanie,
niepogodny zabrał mi pogodną myśl.

Już nie zawsze wszystko płynie-pewnie wiesz,
i nie zawsze dla ubogich jest pogoda,
tak niedawno chrząszcz brzmiał w trzcinie, w lesie jeż,
a na stole niebieściła w szklance woda.
Czysta kartka, miałem pisać prosty wiersz,
o tym że już nigdy, i że przyszedł czas,
taki mały jak pocztówka albo świerszcz,
cztery słowa, jakieś hasło, coś dla mas.

A ja nie mam cierpliwości na czekanie,
ktoś mi ukradł mą odwagę na dziś,
zapomniany dał swe serce na przetrwanie,
niepogodny zabrał mi pogodną myśl.

Na Mazurach tak jak zwykle padał deszcz,
a Bieszczady rozświetlały żółte mlecze,
w telewizji jakiś inny smutny gość
plótł, że dobrze gdy te mlecze człowiek plecie.
W nocy mruczą opuszczone kamienice
o „kochasiu, który odszedł w siną dal”,
dobrych chwil już chyba nigdy nie policzę,
tylko znowu, tak jak wczoraj „wczoraj” żal.

A ja nie mam cierpliwości na czekanie,
ktoś mi ukradł mą odwagę na dziś,
zapomniany dał swe serce na przetrwanie,
niepogodny zabrał mi pogodną myśl.

/jacek goryński-jaceg/